Mikrokosmo

Kiam oni komencis uzi mikroskopon
ekblovis teruro kaj ĝis nun ĝi blovas.
La vivo ĝis tiam sufiĉe frenezis
en siaj formoj kaj dimensioj.
Ĝi ja kreadis minusklajn estaĵojn,
iajn muŝetojn, vermetojn,
sed almenaŭ nud-okule
ilin eblis vidi.

Kaj subite, sub vitreto
tut-diversaj, tut-troige
sensignifaj,
ke eĉ la spacon de ili okupitan
nur pro kompato eblas nomi – loko.

La vitret’ eĉ ilin ne kunpremas,
sub ĝi ili multobliĝas senobstakle
tut-pelmele kaj hazarde.
Diri, ke ili multas – ne multe dirite.
Ju pli forta mikroskopo,
des pli fervora, pli ekzakta multipliko.

Ili eĉ ne havas dignan intestaron,
ne scias pri sekso, infanaĝ’, maljuneco.
Eble eĉ ne scias pri propra ekzisto
Ili tamen decidas pri nia viv’ kaj nia mort’

Kelkiuj rigidiĝas en momenta senmovo,
kvankam ne konatas ilia momento.
Se ili tiel etas,
verŝajne eĉ daŭro
estas por ili laŭmezure eta.

Alblovita pulver’ ja por ili aerolito
el profunda kosmo
kaj fingrospuro – vasta labirinto,
kie ili povas kuniĝi
por siaj silentaj paradoj
siaj blindaj iliadoj kaj upanisad-oj.

Jam de longe mi volis pri ili skribi,
sed malfacilas la temo,
daŭre prokrastigata
kaj certe digna pli bonan poeton,
pli ol mi pri la mondo mirantan
Sed urĝas la tempo. Mi skribas.

Esperantigis el pola H.

*******************************

Mikrokosmos

Kiedy zaczęto patrzeć przez mikroskop,
powiało grozą i do dzisiaj wieje.
Życie było dotychczas wystarczająco szalone
w swoich rozmiarach i kształtach.
Wytwarzało więc także istoty maleńkie,
jakieś muszki, robaczki,
ale przynajmniej gołym ludzkim okiem
dające się zobaczyć.

A tu nagle, pod szkiełkiem,
inne aż do przesady
i tak już znikome,
że to co sobą zajmują w przestrzeni,
tylko przez litość można nazwać miejscem.

Szkiełko ich nawet wcale nie uciska,
bez przeszkód dwoją się pod nim i troją
na pełnym luzie i na chybił trafił.
Powiedzieć, że ich dużo – to mało powiedzieć.
Im silniejszy mikroskop,
tym pilniej i dokładniej wielokrotne.

Nie mają nawet porządnych wnętrzności.
Nie wiedzą, co to płeć, dzieciństwo, starość.
Może nawet nie wiedzą czy są czy ich nie ma.
A jednak decydują o naszym życiu i śmierci.

Niektóre zastygają w chwilowym bezruchu,
Choć nie wiadomo, czym dla nich jest chwila.
Skoro są takie drobne,
to może i trwanie
jest dla nich odpowiednio rozdrobnione.

Pyłek znoszony wiatrem to przy nich meteor
z głębokiego kosmosu,
a odcisk palca – rozległy labirynt,
gdzie mogą się gromadzić
na swoje głuche parady,
swoje ślepe iliady i upaniszady.

Od dawna chciałam już o nich napisać,
ale to truny temat,
wciąż odkładany na potem
i chyba godny lepszego poety,
jeszcze bardziej ode mnie zdumionego światem.
Ale czas nagli. Piszę.